Praca zdalna – odczucia po 10 tygodniach

praca zdalna odczucia po 10 tygodniach

Miałem już okazję pracować zdalnie w poprzedniej pracy. Zdarzało się to jednak sporadycznie, a moje stanowisko było w pełni samodzielne i indywidualne, więc tak naprawdę bez różnicy, gdzie aktualnie się znajdowałem. Tym razem cała firma została zmuszona do pracy z domu, bez większych przygotowań musieliśmy się zaadoptować. Jak zresztą większa część branży. Mimo wszystko kolejny raz mieliśmy szczęście w przeciwieństwie do ludzi, którzy stracili pracę – okresowo lub na stałe.

Wydaję mi się, że po ponad dwóch miesiącach tego rodzaju aktywności wypracowałem sobie odpowiednią dla mnie jej formę. Postanowiłem więc zebrać swoje przemyślenia i podzielić się nimi. Wierzę, że część z nich może sprawdzić się też u Was. A jeśli nie to chociaż zapewnić chwilową rozrywkę. Pozostaje tylko delikatnie zarysować kontekst mojej sytuacji.

Dotychczas praca zdalna u mnie w firmie mogła mieć miejsce tylko w wyjątkowych sytuacjach na prośbę pracownika. Mi nie zdarzyło się to ani razu. Przez ostatni okres nie dołączył też nikt nowy do zespołu. Jako, że wszyscy dosyć dobrze się znamy to też łatwiej było utrzymać kontakt, niż budować relację od zera, co wydaje mi się dość trudne przez łącza. Jeżeli chodzi o projekty to aktualnie aktywnie uczestniczę w dwóch. Co ciekawe jeden z nich ruszył równo z rozpoczęciem programowania z domu. Miałem też okazję pracować w dwóch miejscach, bo akurat byłem w trakcie przeprowadzki.

Praca na odległość – miłe zaskoczenie

Przyznam, że trochę bałem się tego rodzaju aktywności, ale wyszło lepiej niż zakładałem. Złożyło się na to kilka czynników, a przede wszystkim sytuacja, która wydaje mi się wyjątkowa dla ludzi z następujących przyczyn:

  • wszyscy w tym samym czasie rozpoczęli od zera tę przygodę (brak mieszaniny typu część z biura, część zdalnie)
  • niepewność sytuacji gospodarczej (większa motywacja do utrzymania ciągłości finansowej)
  • ograniczenie kontaktów nie tylko w pracy, ale też prywatnie
  • wyrozumiałość innych (opieka nad dziećmi, remonty sąsiada, dom pełen ludzi, czy chociażby brak możliwości pójścia do fryzjera)
  • zmiana trybu życia, nawyków, sprzętu do pracy itp.

Jeden z największych plusów jakie dostrzegam to lepsza wydajność w stosunku do pracy w biurze jeśli chodzi o realizację konkretnych zadań. To wszystko za sprawą cichego miejsca w odosobnieniu. Trudniej natomiast dogadać szczegóły w przypadku wątpliwości. Wydaje mi się, że spotkania trwają zdecydowanie dłużej. To akurat chyba konsekwencja tego, że ludzie potrzebują z kimś pogadać tak jak chociażby miało to miejsce w kuchni. Niektórzy przecież sporą część swojej pracy właśnie tam szukali odskoczni od problemów, które mieli do rozwiązania.

Nie wiem jak inni, ale ja w ostatnim okresie prawie w ogóle nie rozmawiałem z ekipą z pracy o innych rzeczach niż robota. Na dłuższą metę zakończyłoby się to dużym niepowodzeniem. Gdybym docelowo miał całkowicie przejść na pracę zdalną to musiałbym znaleźć przestrzeń na taką aktywność.

Więcej wolnego czasu – to co od razu wiedziałem, że będzie przyjemne. Jako, że codziennie przeznaczałem na dojazd do pracy średnio 3 godziny w obie strony to nie ma wątpliwości – taki zapas czasu jest ogromnym plusem. Chociaż i tak jakimś sposobem nadal go brakuje – dziwne.

Co sprawdziło się u mnie w pracy z domu

Przede wszystkim potrzebna jest rutyna. Jeżeli pracę rozpoczyna się o 7:00 kuszące jest leżenie w łóżku do 6:55. Przerabiałem to – w moim przypadku duży błąd. Najlepiej działa u mnie standardowa procedura przed pracą, którą miałem do tej pory. Budzik, mycie, śniadanie i jak wystarczy czasu to jeszcze krótki spacer zanim rozłożę się przed kompem. Fajna opcja zamienić kolejność śniadania i spaceru, wtedy można podejść do pobliskiej piekarni i mieć smaczniejszy posiłek oraz świeży i gotowy do działania umysł.

Wspomniałem też wcześniej o spotkaniach, czyli rzecz jasna o wideo i audio, czy raczej w większości przypadków samego audio. Z początku też byłem w tej drugiej grupie, ale teraz staram się jak najczęściej włączać kamerkę. Zrozumiałe jest, że nie każdy ma na to odpowiednie warunki, chociaż zalet jest mnóstwo. Nawet mimo braku wyjścia z domu jest powód żeby o siebie zadbać. Ważniejsza jest jednak potrzebna kontaktu oraz skuteczniejsza komunikacja. Nawet jeśli rozmówcy nie mają włączonych kamer, ja staram się to robić by być jak najlepiej zrozumianym.

Ostatnio temat pracy zdalnej stał się modny, więc miałem okazję posłuchać także innych kolegów z branży. Duża część z nich wspominała o problemie przenikania pracy z życiem prywatnym. Niektórzy pracowali więcej niż 8 godzin, inni nie byli w stanie określić kiedy są w pracy, a kiedy korzystają z komputera prywatnie. Ja nie miałem tego kłopotu. Fajnie sprawdza się własnie ten poranny spacer, który symuluje drogę do pracy. Ja od razu założyłem, że będę dostępny w stałych godzinach i tego się trzymam. W wyjątkowych przypadkach zostałem nieco dłużej. Skoro praca ma nie przenikać do życia prywatnego, na ile to możliwe fajnie żeby w drugą stronę zasada też działała.

Ostatnią rzeczą, która w tej kwestii przychodzi mi do głowy jest zadbanie o sprzęt. W pracy często są lepsze podzespoły czy wygodniejsze biurko i krzesło. Ważne jest, że praca na prywatnym komputerze jest trudniejsza, bo może zawierać więcej rozpraszaczy w postaci aplikacji czy gier. Ja na przykład przerzuciłem się z komputera stacjonarnego z dwoma monitorami na sam laptop. Nie była to dla mnie drastyczna zmiana, bo w domu też programuję więc jestem przyzwyczajony. U nas w firmie była opcja pożyczenia sprzętu do domu, więc jeśli macie taką opcję to też polecam.

Co nie do końca mi się podoba…

Przede wszystkim chęć kontroli. Wydaje mi się, że to już zależne od organizacji i konkretnej osoby. Widzę natomiast różnego rodzaju niepotrzebne działania u kilku osób, które tylko po to żeby pokazać, że pracują produkują jakieś niepotrzebne wiadomości i dodają tylko pracy. Oczywiście są pracownicy, którzy potrzebują kontroli, bo najzwyczajniej w świecie albo są słabo zorganizowani albo jak się ich nie pilnuje to się obijają. Fakt faktem to samo robili w biurze. Powiem więcej, w biurze jest dużo łatwiej udawać, że się pracuje – wystarczy siedzieć przy monitorze.

Druga sprawa to brak dłuższych zadań. Bywa tak, że ciągle wpadają małe taski, ale nie ma nic większego żeby zaplanować sobie pracę na dany dzień. Chociaż w zasadzie to w biurze też za tym nie przepadam – może to moja indywidualna kwestia. Najlepiej byłoby omówić na spotkaniu konkretną funkcjonalność w projekcie, a następnie wyłączyć się na kilka godzin i ją zrealizować.

Inny problem jaki widzę to dużo więcej pracuję w trakcie tych ośmiu godzin. I nie chodzi o to, że się przemęczam, ale że mniej myślę o przerwach i dużo mniej się ruszam. Blisko do kuchni… chociaż już zacząłem wodę zostawiać jak najdalej od siebie w widocznym miejscu i kiedy chcę się napić to muszę po nią pójść. W najbliższym czasie planuję też spotkania odbywać w pozycji stojącej – tak żeby nie przesiedzieć cały dzień.

Mój idealny balans

Zastanawiam się jaki system pracy byłby idealny. Wszystko ma swoje plusy i minusy – trzeba więc znaleźć kompromis. Dla mnie rozsądny mógłby okazać się tryb 3 dni w biurze i 2 w domu. Takiej hybrydy nie próbowałem, ale możliwe że za jakiś czas będę miał okazję przetestować. Myślę, że takie połączenie da oczekiwane przeze mnie rezultaty. A jeśli nie.. wówczas spróbuję innego bilansu na przykład 4:1, albo 2:3. W każdym razie nie chciałbym na razie rezygnować z pracy zdalnej, ale też fajnie będzie wpaść do biura.

Programista PHP i właściciel marki Koddlo. Pasjonat czystego kodu i dobrych praktyk programowania obiektowego. Prywatnie fan dobrego humoru i podcastów.